15 Najważniejszych Książek

zdjęcie przedstawia okładki 13 z 15 opisywanych wydawnictw.

    Przed trzema tygodniami zostałem wywołany do udziału w zabawie polegającej na wymienieniu 10 najważniejszych książek przeczytanych w życiu. Nominację otrzymałem na Facebook’u, stwierdziłem jednak, że skoro mam już coś po długiej przerwie napisać, to nie będę nabijał punktów popularności Zuckerberg’owi. Zamiast zamieścić odpowiedź na „wall’u” postanowiłem zrobić to na zaniedbanym przeze mnie blogu, wywołując tym samym delikatne poruszenie w zamulonym stawie. Wybrane książki staram się wymieniać w kolejności chronologicznej na tyle na ile pozwala pamięć. Z góry uprzedzam, że wpis może brzmieć trochę jak wystawiana sobie samemu laurka, jednak nieuniknionym wydaje się fakt, że wymieniając najważniejsze książki życia wybieramy te, które pchnęły nas w satysfakcjonującym nas kierunku, nie zaś te które przyczyniły się do naszych największych porażek. W rankingu znalazło się bardzo dużo pozycji z dzieciństwa i wczesnej młodości. Wmawiam sobie, że jest to związane z faktem, iż w młodym wieku łatwiej jest nas czymś poruszyć. Doświadczenia z tego okresu potrafią wyryć się w pamięci tak mocno, że łatwiej jest nam przypomnieć sobie wydarzenia sprzed 15 lat niż zadania na dziś, które dnia poprzedniego wynotowaliśmy w nielubianym kalendarzu. Obawiam się jednak, że równie duży wpływ na ową dysproporcję ma mocno absorbująca (również w sferze duchowej) praca i łatwiejsza do czytania w przerwie między kolejnymi zadaniami publicystyka, która wypiera na co dzień dłuższe formy.
Książek miało być 10. W pierwszej chwili do głowy przyszły mi 3 tytuły i pomyślałem, że wyselekcjonowanie dodatkowych 7 będzie problemem, jednak już po paru godzinach lista urosła do 20 i ostatecznie udało mi się ją okroić zaledwie do 15. A więc zaczynamy:

 

  1. Nieumiałek, a właściwie „Przygody Nieumiałka i Jego Przyjaciół” – Mikołaj Nosow.

352x500Ponieważ była moją pierwszą, przeczytaną samodzielnie książką. Magiczne przygody niesfornego Nieumiałka wciągnęły mnie tak mocno, że w pewnym momencie zapragnąłem samemu czytać je sobie do snu. W tym miejscu ślę ukłony w stronę mojej siostry Kasi, dzięki której sztukę czytania opanowałem szybciej niż jazdę na czterokołowym rowerku.

 

 

 

  1. „Asterix” – Gościnny i Uderzo.

komiks-comics-asteriks-asterix-niezgoda_0_bTak, wiem, Asteriks to seria komiksów, a nie książka. Jednak wpływ komiksu na moje pokolenie jest tak silny, że musiałem nominować z tego gatunku przynajmniej dwa najważniejsze wydawnictwa mojego życia. Asteriks nauczył mnie jak być przyjacielem i znosić wybryki moich przyjaciół. Prawdopodobnie miał również wpływ na ukształtowanie się mojego poczucia humoru (nie jest ono może wybitne, ale jakieś tam jest). Każdy z najstarszych komiksów o przygodach zadziornych Gali przeczytałem już prawdopodobnie ponad 100 raz. Sięgam po nie do dziś.

 

  1. Seria „Komiks Gigant” – Disney (ze szczególnym wskazaniem na przygody mieszkańców Kaczogrodu).

6c3ef111959df27fDrugi z komiksów był właściwie kompilacją przygód wybranych bohaterów Disney ’a. Mnie jednak najbardziej ciekawiły przygody Siostrzeńców Donalda i to co miał im do powiedzenia Wujek Sknerus McKwacz. Ta niepozbawiona wad postać nauczyła mnie szacunku do pieniądza i ciężkiej pracy, a także dała wiarę w to, że te dwie umiejętności są gwarancją finansowego sukcesu. Przygody Kaczek z Kaczogrodu nauczyły mnie np. podstawowych zasad funkcjonowania giełdy, czy wytłumaczyły mi pojęcie inflacji. Niejedna dorosła osoba mogłaby nauczyć się czegoś z wykładów mojego idola z czasów dzieciństwa – Wujcia Sknerusa. Poniżej przykład w wersji animowanej.

 

  1. Jak Zostać Małym Milionerem – dokładnego tytułu książki nie zapamiętałem. Skoryguję go gdy tylko odnajdę okładkę w sieci lub w szafie.

Podążając tropem wskazanym przez Sknerusa wziąłem do ręki swój pierwszy i ostatni poradnik w życiu. Nie wszystko o czym pisano w książce rozumiałem, docierał do mnie jednak jej ogólny przekaz. Okładkę książki pamiętam do dziś. Znajdowały się na niej spore ilości $$$, a pomiędzy nimi klocki Lego. Oba te przedmioty były na początku lat 90’tych traktowane niemal jak artefakty, a ich widok w połączeniu z zawartą w tytule obietnicą podziałały na mnie jak płachta na młodego byczka. Być może właśnie dzięki temu poradnikowi udało mi się jeszcze w okresie przedszkolnym (ku sporemu zaskoczeniu dorosłych) zarobić na pierwszy samodzielnie kupiony zestaw Lego. Moje pierwsze wpływy pochodziły ze skupu makulatury, a nawet pracy domokrążcy. Znajoma, dorosła osoba mieszkająca na co dzień w Niemczech dała się namówić, abym jako jej przedstawiciel przez jeden dzień sprzedawał mieszkańcom miejscowości wypoczynkowej sprowadzone zza zachodniej granicy filtry i kremy do opalania. Efektem był kilkunastokrotny wzrost sprzedaży wynikający z faktu, iż mój zleceniodawca nie miał wcześniej odwagi wychodzić z towarem do klienta. Dziecko nie miało takich oporów. Moją prawdziwą specjalizacją był jednak skup butelek, a największym sukcesem odsprzedanie w tym samym sklepie, tego samego dnia, dużej ilości zakupionego tam uprzednio z zawartością szkła (sok jabłkowy). Pewien państwowy sklep ogłosił upadłość i w ciągu jednego dnia musiał opróżnić półki. Wykupiłem cały asortyment dostępny w szklanych butelkach w bardzo promocyjnej cenie, a następnie odsprzedałem opróżnione butelki po cenie dwukrotnie wyższej. Nikt nie przewidział, że ktokolwiek, a tym bardziej małe dziecko wpadnie na to, że ponieważ sklep był sklepem państwowym, miał obowiązek skupować butelki po cenach z góry ustalonych, nawet w trakcie trwającej likwidacji. W ten oto sposób, dość wcześnie stałem się przebrzydłym kapitalistą, miniaturowym rekinem biznesu, który ośmieszył i wykorzystał idiotyczne zasady funkcjonowania gospodarki centralnie sterowanej. Wydarzenie to było dla mnie pierwszym dowodem na to, że nie państwo, a tylko wolny rynek może regulować popyt, podaż i poziom cen. Czasem myślę sobie, że chyba powinienem znów wziąć do ręki tę książkę. Pierwszego miliona wciąż nie widać.

  1. „Encyklopedia Larousse’a dla młodzieży”.

9903051_1_644x461_encyklopedia-dla-dzieci-i-mlodziezy-larousse-sosnowiecMoje ulubione strony encyklopedii przedstawiały żołnierzy Państw Europejskich w ich typowym umundurowaniu. Obrazy te  przerysowywałem wielokrotnie na kartki bloku rysunkowego próbując osiągnąć perfekcję. Przestałem gdzieś w pół drogi. Próby te przyczyniły się do wykształcenie się podstawowych zdolności plastycznych potrzebnych w późniejszej drodze zawodowej. Z jakiegoś powodu w pamięci utkwiła mi scena w której wraz z moim kolegą Tomkiem Busławskim siedzimy na podłodze poczekalni Laboratorium mojej mamy i przerysowujemy wspomnianych żołnierzy. Tych kilka kartek encyklopedii rozwinęło we mnie również dziecięcą fascynację militarystyką, która przerodziła się następnie w modelarstwo.

  1. „Ilustrowany Atlas Zwierząt: – Autor … .

Prawdopodobnie to wspomniany Atlas obudził zamiłowanie do wodzenia palcem po mapie, które pozostało we mnie do dziś. Gdyby ktoś wówczas powiedział mi, że pewnego dnia przy pomocy komputera będę mógł oglądać niemal cały świat, nie tylko z perspektywy mapy, a nawet zdjęcia satelitarnego, ale również z widoku aksonometrycznego, z perspektywy ulicy czy z dowolnego położenia na w pełni oteksturowanym, skanowanym modelu 3D, to najpierw zapytałbym co znaczy aksonometria, scan i tekstura, a następnie powiedziałbym że już nie mogę się tego doczekać. I tu znów podziękowania. Tym razem dla mojego dziadka, który dbał o to żeby rozwijać we mnie pasję do podróżowania wyobraźnią po mapach. Umiejętność ta bardzo przydaje się w zawodzie architekta.

  1. „Historia Polski dla Piotrka” (Dla mnie?!) – Stanisław Marciniak i Andrzej Szyszko.

historia-polski-dla-piot_2993Gdy pierwszy raz dostałem tę książkę do rąk, przez moment naprawdę pomyślałem, że ktoś napisał ją specjalnie z myślą o mnie. Fakt ten może dowodzić dwóch rzeczy. Albo byłem wyjątkowym egocentrykiem, albo ktoś kto mnie wychowywał (obstaję tu przy moich rodzicach, ponieważ nie wydaje mi się żeby była to szkoła lub Państwo), zadbał o to aby wykształcić we mnie poczucie własnej wartości, które pomogło mi przebrnąć bez większego uszczerbku przez niebezpieczny okres dojrzewania. „Historia Polski dla mnie” sprawiła, że polubiłem historię i choć daty nie zawsze chciały zostawać w głowie, to jednak nauczyłem się łączyć historyczne fakty. Dziś moja wiedza w tej materii zdecydowanie nie pozwoliłaby zdać dawnej matury. Posiadam jednak w głowie ogólny zapis następujących po sobie najważniejszych historycznych wydarzeń i całkiem niezłą wiedzę na temat historii najnowszej czyli naszych czasów. Być może gdyby nie ta książka to nigdy nie zapałałbym miłością do Historii, tak jak nigdy nie zapałałem nią do matematyki, w której pokochałem tylko obliczanie proporcji i mnożenie, względnie dodawanie, w szczególności pieniędzy.

  1. „Muszle” z Serii Kolekcjoner – S. Peter Dance.

$_20Kiedyś znana mi na pamięć wraz z nazwami wszystkich zbieranych przez mnie domów skorupiaków. Dziś niestety w głowie pozostały już tylko obrazy. Była to jedna z zaledwie 3 dostępnych w latach 90 w Polsce książek dotyczących ostatniej z moich pre-koszykarskich pasji. Później było już tylko klepanie piłki. Być może gdyby nie ta książka i marzenia o poławianiu ślimaków z Mórz i Oceanów, nigdy nie przełamałbym nabytej we wczesnym dzieciństwie niechęci do wody i do dziś nie potrafiłbym pływać (w ogóle), a tak pływam, rozpaczliwie, ale jednak.

 

 

  1. „Cykl wiedźmiński” – Andrzej Sapkowski.

Andrzej-Sapkowski-Krew-Elfow-2074-bigWchodzimy w wiek młodzieńczy i fascynację fantastyką. Jakoś zawsze od konwencji sci-fi wolałem fantasy (do czasu pojawienia się gry Fallout). Odpowiedzialność za tę preferencję zrzucam na Wiedźmina. To nie tylko godziny spędzone z nosem między kartkami, ale również wspaniały trening wyobraźni i jedna z chwil w których odczuwałem dumę wynikającą z faktu, że twórcą czegoś tak doskonałego jest Polak, którego dzieło powstawało na dodatek za mojego życia. Z ogromną radością przyjąłem informację o sukcesie gry inspirowanej książkami Sapkowskiego, choć niestety do dziś nie miałem czasu zagrać w choćby w jedną z trzech części.

 

  1. „W Księżycową Jasną Noc” – William Wharton.

w-ksiezycowa-jasna-noc-b-iext3660211Czasy liceum i szalona fascynacja Whartonem. Przeczytałem wówczas niemal wszystkie dzieła jego pióra dostępne w Polsce. Każda z książek fascynowała czymś innym. Każda wstrząsnęła mną na inny sposób. Żadna jednak nie odcisnęła na mnie piętna tak silnego jak „W Księżycową Jasną Noc”, dzięki której zrozumiałem, że świat nie składa się wyłącznie z czerni i bieli, lecz z szerokiej palety odcieni szarości, a życie to dążenie do śnieżnej bieli nieosiągalnej niczym koniec prostej w matematyce. Częściej na swojej drodze spotykamy niestety smolistą czerń, jednak cały czas staramy się tę proporcję odwrócić.

 

  1. Trylogia „Władca Pierścieni” – J.R.R. Tolkien.

wladca-pierscieni-tom-1-druzyna-pierscienia-b-iext8613154Dzięki tej serii zrozumiałem znaczenie słowa Epicki. Trylogia LOTR uświadomiła mi, że w historii można zapisać się nawet wówczas gdy całe życie poświęci się tworzeniu wyimaginowanych światów, nieistniejących języków, pisma, gatunków, kreowaniu nowych przestrzeni geograficznych itp. Wystarczy (błahostka), że będzie się to robić w sposób doskonały. Dzięki LOTR zacząłem zastanawiać się nad tym kiedy fikcja staje się rzeczywistością. Zrozumiałem koncept materializowania się informacji, która kiełkuje jako pojedyncza myśl w głowie jednego człowieka i pęcznieje, aż do chwili w której staje się rzeczywistością – nowym światem. Nowa Zelandia staje się Śródziemiem, a aktorzy na moment zamieniają się w postaci które pierwotnie nie były nawet zapiskiem na kawałku papieru. My natomiast mamy możliwość w każdej chwili odtworzyć zapis tej zmaterializowanej nierzeczywistości na naszych odtwarzaczach DVD.

  1. „Dolina Motyli” – Krystyna Januszewska.

38097400192KSZ dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że pewnego dnia czytając Dolinę Motyli w ramach korekty (byłem specjalistą od odnajdywania zwrotów, które mogą zostać uznane przez młodzież i dzieci za „lamerskie”), zorientowałem się, że zamiast zaznaczać miejsca do korekty po prostu zatopiłem się w fabule. Przy okazji zupełnie zapomniałem, że czytam książkę własnej Mamy. Zapomniałem nawet że czytam książkę w ogóle. Zupełnie jak w dzieciństwie gdy zagubiłem się w historii „Stawiam na Tolka Banana”. W tym momencie zrozumiałem, że nie jest to tylko książka mojej Mamy, ale po prostu dobra opowieść. Po drugie dlatego, że okładka „Doliny Motyli” była moją pierwszą próbą zabawy w programie graficznym, która ujrzała światło dzienne. Z perspektywy czasu myślę sobie, że mogło być znacznie gorzej.

  1. „Źródło” – Ayn Rand.

62733Tę książkę mogę z pewnością określić mianem najważniejszej książki mojego dorosłego życia i jego największym umysłowym wyzwaniem. Powieść Ayn Rand trafiła na moją półkę na długo przed tym gdy postanowiłem wziąć ją do ręki. Pożyczyła mi ją mama, która kierowała się tym, że fabuła opowiada o młodym architekcie, którego idealistyczne myślenie zderza się z brutalną rzeczywistością świata w którym żyjemy (że to niby ja). Wątek architektury okazał się jednak dla mnie poboczny. W okresie prac nad projektem dyplomowym, w mojej świadomości doszło do dość drastycznego przemeblowania światopoglądu. Można wręcz stwierdzić, że był to moment w którym wyraźny światopogląd ukształtował się we mnie po raz pierwszy. Dzięki potędze Internetu odnalazłem ludzi którzy mieli odwagę myśleć „inaczej”. „Przeczytałem cały Internet” zapędzając się często w jego najdziwniejsze zakątki. Poznałem wiele alternatywnych teorii na temat historii świata, zbadałem wiele tzw. teorii konspiracyjnych z których część uznałem za wielce prawdopodobne, inne natomiast odrzuciłem po tym gdy udało mi się obnażyć ich wadliwe rozumowanie. Podczas tej blisko rocznej „podróży” uświadomiłem sobie przede wszystkim to, że tzw. establishment zwykle działa za naszymi plecami, często narzucając nam pewien sposób myślenia poprzez głęboko zakamuflowaną propagandę. Wszystko po to, aby zaszczepić w nas obcą myśl i wmówić nam, że to my jesteśmy jej twórcami. Moje poszukiwania sprawiły, że słowo „kolektyw” nabrało dla mnie drugiego, negatywnego znaczenia. Gdzieś po drodze kilkukrotnie natknąłem się na Ayn Rand. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to jej książkę wręczyła mi kiedyś Mama. „Źródło” okazało się tym czego potrzebowałem aby usystematyzować w głowie wszystkie strzępki wiedzy zbierane przez cały rok. Jednak samo czytanie wymagało sporego wysiłku, ponieważ w dużym stopniu polegało ono na negowaniu przed samym sobą dawnych poglądów. Rand wytłumaczyła mi, że rozwój świata nie jest efektem kolektywnego działania narzucanego nam przez rządzących, a tym co pcha nas do przodu jest działalność wybitnych jednostek dobrowolnie współpracujących ze sobą. Dzięki Rand dostrzegłem metody manipulacji stosowane na co dzień przez populistyczne rządy i media, które gromadząc masy wokół pozornie pozytywnego, wspólnego celu załatwiają swoje interesy, stawiając często tych którzy sprzeciwiają się ogółowi w roli Złych, próbujących zburzyć zastany porządek.

  1. „Przypomnieć Korzenie” – Lucjan Kuśmierczyk.

002Książka mojego stryja Lucjana, zredagowana przez dziadka Antosia pomogła mi zrozumieć losy ¼ mojej rodziny i obudziła we mnie silną potrzebę łapania wszelkich okruchów wiedzy na temat moich przodków. Jest ona nie tylko zapisem losów rodziny sporządzonym na nasze wewnętrzne potrzeby, ale również doskonałym źródłem wiedzy na temat realiów dnia codziennego na dawnych Kresach, w szczególności zaś losów nieistniejącej już Kolonii Krymno.

 

 

 

  1. „Przypadki, Wpadki i Upadki” – Antoni Kuśmierczyk.

001Książka jednego z moich największych Idoli – Dziadka Antosia – człowieka którego los nie oszczędzał, a który mimo wszelkich trudnych doświadczeń zawsze potrafi zachować pozytywnego ducha. Po dziadku odziedziczyłem gen kolekcjonera. Gdy byłem dzieckiem kolekcjonowałem wszystko i wszędzie. Dziadek Antoś posiada rzadką umiejętność trzeźwego patrzenia na rzeczywistość. Nigdy nie uogólnia. Od niego po raz pierwszy dowiedziałem się że nie ma tych „Złych” i ”Dobrych”, są tylko „Nasi” i „Oni”. Dobra lub zła może być sprawa w której walczą, ale to samo w sobie nie musi czynić z nich automatycznie ludzi o dobrych lub złych cechach. Imponuje mi fakt, że człowiek który podczas wojny uciekał przed kulami wystrzeliwanymi przez Niemców nauczył swojego małego wnuka tego, że konkretny Niemiec może być lepszym człowiekiem niż konkretny Polak. Dziadek nauczył mnie również dystansu do siebie samego. Jego książka, chociaż zawiera wspomnienia z partyzantki, frontu i wojska, nie jest wyłącznie opowieścią o jego osiągnięciach, ale przede wszystkim o największych wpadkach. Tylko człowiek naprawdę świadom swoich zasług ma odwagę by opowiadać o własnych błędach.

That’s all folks.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *