W dzisiejszym wpisie chciałbym skoncentrować się wyłącznie na jednym aspekcie informacyjnego prania mózgów, które o dziwo fundujemy sobie na własne życzenie. Przytoczę kilka wybranych na szybko przykładów filmów z portalu YouTube i związanych z nimi ekspresowych karier. Posłużą one do zobrazowania pewnego niepokojącego zjawiska. Podobnej i dużo gorszej jakości popularnych materiałów mamy dziś w sieci zatrzęsienie. Z premedytacją nie podaję adresów pod którymi możecie je obejrzeć, oferując w zamian krótki opis i streszczenie związanych z nimi przyszłych wydarzeń. Tekst możecie uznać za spostrzeżenie, refleksję i rachunek sumienia w jednym.
Przykład #1
42 370 061 wyświetleń.
Na filmie widzimy popularnego piosenkarza* dokonującego „artystycznej” reinterpretacji „pasjonującego” wideo z małym chłopcem (oryginał 117 714 277 wyświetleń), który w samochodzie rodziców wybudza się z narkozy podanej przez stomatologa. Mały David pod wpływem narkozy wypływa na szerokie wody. Staje się bohaterem założonego przez rodziców kanału YouTube. Na kanale prezentowane są filmy na których David zachowuje się dziwnie.
* Justin Bieber – oficjalnie wyśmiewany przez „wszystkich” produkt wytwórni Disney. Miliardy wyświetleń na You Tube i miliony $ na koncie. Kto daje mu zarobić skoro powszechnie jego twórczość uznawana jest za porażkę?
Przykład #2
9 686 965 wyświetleń.
Jeden z serii filmów o małej, rozpuszczonej dziewczynce z nadwagą. Głównym składnikiem diety dziecka są wysokocukrowe napoje energetyczne dzięki którym rzekomo dziewczynka wygrywa konkursy tzw. Little Beauty Queen (małe dziewczynki przebierane są za dorosłe kobiety, a podstarzali panowie i panie w jury oceniają ich walory). Skutki specjalnej diety energetycznej obserwujemy na filmie. Głupotę swojej córki rodzice nagradzają rechotem. Są z niej dumni. Córeczka robi karierę. Seria filmów z Honey Boo Boo spotka się z ogromnym zainteresowaniem, a dziewczynka staje się gwiazdą własnego programu w pseudo naukowej stacji TLC. Kanał należący do Discovery Communications przoduje w emisji programów kierowanych do pasjonatów oglądania głupoty i nieszczęścia innych. Honey Boo Boo jest na najlepszej drodze do zarobienia pierwszego miliona dolarów na pierdzeniu, skakaniu, pokazywaniu brzucha i popijaniu Mountain Dew.
Przykład #3
7 837 095 – Film który rozpoczął spektakularną karierę Pani Barbary Kwarc (aka „Baśka”). Na filmie nasza bohaterka niezbyt elegancko wypowiada się na temat swoich sąsiadów, co drugie słowo zastępując „kurwą”. Baśka oprócz założonego przez kogoś ze smykałką do interesów kanału YouTube w ekspresowym tempie wkracza w świat telewizji. TV Polsat Play obdarowuje ją czasem antenowym i własnym programem. Pani Barbarze przyznany zostaje tytuł „Królowej Internetu 2009”, a wieś Poręba w województwie wielkopolskim nadaje jej tytuł honorowej obywatelki.
Faktycznie wieś.
Możecie zapytać co mnie tak porusza w tym że ktoś odniósł szybki „sukces” w sieci. Dlaczego przytaczam wyżej wymienione przykłady? Ponieważ przez własną ignorancję dorzuciłem do tych sukcesów swoje mikro cegiełki. Zrobiłem to klikając na przytoczone filmy, pomimo że „twórczość” wymienionych powyżej osób uważam za bezwartościową, a nawet destrukcyjną, bo promującą głupotę, chamstwo lub w najlepszym wypadku zwykłą bezmyślność.
Świadomy konsument.
Dzięki popularyzacji zdrowego trybu życia, aktywności fizycznej i proekologicznych zachowań określenie to z roku na rok zdobywa coraz większą popularność. Świadomy konsument starannie wybiera kupowaną w sklepach żywność. Decyduje się na produkty zdrowsze, a czasem również wytwarzane w zgodzie z zasadami Fair Trade. Świadomy konsument oszczędza energię i stara się wykorzystywać odnawialne źródła jej pozyskiwania. Świadomy konsument zakręca wodę w kranie podczas mycia zębów lub golenia się, a także prowadzi wstępną segregację odpadów dzieląc je na plastik, szkło i papier. Wszystkie te zachowania zaczynają powoli wchodzić mu krew i stają się dobrymi odruchami. Do takiego stanu rzeczy przyczyniają się między innymi kampanie proekologiczne w mediach oraz liczne programy kucharskie. Mam jednak wrażenie, że nasz konsument nie uświadomił sobie jeszcze rzeczy najważniejszej. Nie pomyślał o selekcjonowaniu docierających do niego informacji. Może i je zdrowiej, ale co z tego skoro mózg zatruwa mu ciężkostrawna papka, która sprawia że konsument staje się ogrem uwięzionym w zdrowym, smukłym ciele.
Odnoszę wrażenie, a wrażenie to przeradza się powoli w przekonanie, że człowiek XXIw. wciąż nie uświadomił sobie, że najwspanialszy wynalazek ostatniego stulecia – Internet, z cudownego medium służącego komunikacji i wymianie informacji zaczyna powoli przemieniać się w dezinformacyjne szambo. To w tym szambie codziennie surfujemy.
Podczas jednego z wykładów z teorii projektowania prowadzonych przez prof. Wojciecha Bonenberga w pamięci zapadły mi słowa, które wówczas wydawały się śmiesznie górnolotne, a brzmiały mniej więcej tak:
„Piękna przestrzeń prowokuje piękne zachowania”. Słowa te wypowiedziane zostały w kontekście przestrzeni architektonicznej, wydaje się jednak że odnieść można je również do przestrzeni wirtualnej. Jeżeli piękna przestrzeń prowokuje piękne zachowania to przestrzeń umazana kałem promuje zachowania gówniane.
Z czego wynika więc nasza bezmyślność której poddajemy się podczas korzystania z sieci. Czy są jej winne prymitywne instynkty i potrzeby, czy może nieświadomość konsekwencji które takie zachowanie ze sobą niesie?
Wraz z upowszechnieniem się Internetu zyskaliśmy cudowne narzędzie służące do wyrażania swoich poglądów i opinii. Dzięki Internetowi możemy setki razy dziennie głosować za tym jakich treści chcemy w sieci więcej oraz jakie z nich powinny zarabiać pieniądze dla swoich twórców. Wszystkie nasze kliknięcia śledzone są przez programy analityczne. Wyniki tej inwigilacji oglądać możemy w postaci przejrzystych grafik i tabel opisujących statystyki związane z ruchem w sieci. Fakt ten może niektórych przerażać, ale sam jako administrator własnego bloga jestem w stanie za pomocą jednego kliknięcia śledzić dokładnie ile osób, z jakich adresów IP, przy pomocy jakich systemów operacyjnych i urządzeń i o której godzinie wchodziło na wybrane fragment bloga. Korzystam przy tym ze zwykłych, darmowych, ogólnodostępnych narzędzi analitycznych. Nasze kliknięcia to coś w rodzaju anonimowych głosów. Włączasz głupkowaty film na YouTube? Właśnie oddałeś na niego głos. Nie ma znaczenia czy klikniesz „Podoba mi się” czy „Nie podoba mi się”, to rzecz drugorzędna. Wartość poszczególnych stron internetowych i zamieszczanych w serwisach materiałów ocenia się przede wszystkim w oparciu o ruch i wyświetlalność. Jeżeli wchodzimy na Kozaczka czy Pudelka żeby poczytać o wyreżyserowanych perypetiach celebrytów, to właśnie oddajemy głos brzmiący „chcę czytać o ludziach których profesją jest bycie popularnym”. Jeśli klikamy na film w którym Pani Basia nazywa swojego sąsiada chujem, to oddajemy głos brzmiący „chcę oglądać nieogarniętą babę lżącą innych ludzi”. Nasze kliknięcia liczone są przez system jak głosy w urnie. Jeżeli portal internetowy zorientuje się że interesuje nas wystający spod stanika sutek serialowej aktorki to jeszcze chętniej promować będzie podobne treści i osoby. Jeśli portal YouTube „podliczy głosy” oddane na Panią Basię i okaże się że jest ich dużo, to na kanale naszej bohaterki wyświetlane będą reklamy, a Pani Basia zacznie zarabiać na naszych kliknięciach rzeczywiste pieniądze (co oczywiście już ma miejsce). W efekcie Pani Basia stwierdzi „Kurwa to się opyla” i zacznie kląć jeszcze bardziej, aż w końcu Polsat (co już zrobił) zaproponuje jej własny program w swojej ramówce.
Myślę że najwyższy czas rozwinąć pojęcie „świadomej konsumpcji” o kolejny element jakim jest „konsumpcja informacji”. Jeżeli naprawdę zależy nam na tym żeby w Internecie promowane były treści uważane przez nas za wartościowe, to głosujmy na nie i przestańmy napychać portfele półgłówkom których popularność opiera się na dramatycznej głupocie i kompletnym braku samokrytyki. Klik – prosta czynność która może zrewolucjonizować świat. Klik – wszystko czego nam potrzeba do tego abyśmy nareszcie mogli głosować bezpośrednio, codziennie, z pominięciem premierów, ministrów i prezydentów.
Klik.
We wpisie celowo pomijam kwestię systematycznie obniżającej się jakości programów które oglądamy w telewizji. Wielokrotnie zdarzało mi się brać udział w rozmowach podczas których zespołowo żaliliśmy się, że telewizja publiczna zapomniała o swojej misji i przerodziła się w kolejną platformę przeznaczoną do emisji teleturniejów i promocji celebrytów. Mamy prawo narzekać na to co dzieje się w TVP, ponieważ nie posiadamy bezpośredniego wpływu na to jakie treści umieszczane są w ramówce. Możemy tylko włączyć lub wyłączyć odbiornik TV. W związku z tym raczej go wyłączamy.
Wraz z upowszechnieniem się dostępu do Internetu zyskaliśmy szansę udowodnienia medialnej czwartej władzy że źle nas ocenia, że nie tego od niej wymagamy. Internet pozwala nam docierać do informacji według nas wartościowych z kompletnym pominięciem źródeł które nas nie interesują. Jednak wraz z popularyzacją w Internecie treści bezwartościowych to bezkolizyjne poruszanie staje się w praktyce coraz trudniejsze. Treść przez nas niechciana zaczyna kipieć i rozlewać się również w przestrzeń w której się przemieszczamy. Staje się jak rozstawione wzdłuż ulicy billboardy, które jesteśmy zmuszeni oglądać w drodze od jednego do drugiego celu. Jeżeli zależy nam na tym aby nie „stracić” Internetu i nie dopuścić do przerobienia go na kolejne medialne narzędzie do ogłupiania i kontroli tłumów, to musimy udowodnić swoją postawą, że jako konsumenci informacji nie będziemy żarli gówna które serwują nam pełną chochlą.
Klik.